Wojtek Kosior

Jak walczyłem... inne spojrzenie

2022-11-30

W 2021-wszym roku obroniłem inżynierkę, a mój artykuł o tym, jak walczyłem o możliwość studiowania przy użyciu wolnych narzędzi, wylądował na stronie projektu GNU. So far so good.

Tak się złożyło, że później, przygotowując się do pewnej ewangelizacji, miałem przygotować jakieś swoje świadectwo. Ostatecznie opisałem wtedy tą samą historię, tylko tym razem z punktu widzenia duchowego. Stwierdziłem potem, że chyba warto się nią podzielić. Oto więc i ona.

Świadectwo na Ewangelizację

Oprócz tego, że jestem katolikiem, jestem też gościem od wolnego oprogramowania. Takim, co nie toleruje Windowsa, Googla itd.

Jak zaczęło się zdalne nauczanie, miałem problem, bo byłem zdeterminowany nie uruchamiaś u siebie Teamsów itp. Suszyłem głowę wszystkim prowadzącym po kolei, żeby mi pozwolili zaliczyć przedmioty przy użyciu wolnych narzędzi, które akceptuję. Jednocześnie, sugerując się może trochę niepoprawnie modlitwą „Jezu, Ty się tym zajmij”, byłem zdeterminowany m.in. nie skarżyć się do prodziekana na niewspółpracujących prowadzących. To chyba nie absurdalne, bo w końcu sam Pan Bóg tak bardzo kocha wszystkich ludzi, że nie przypiera ich do muru, tylko daje im wolność, nawet wybierania zła

To było okropne doświadczenie i stres był potąd. Mimo to udało mi się zaliczyć 2 ostatnie semestry inżynierki. I były w tym też niesamowite momenty. Np. jak myślałem, że uwalę kompilatory, bo „nie przyszedłem” na egzamin na Teamsach. Tylko się pomodliłem, może trochę popłakałem i zacząłem się douczać kompilatorów „tak na wszelki wypadek”. A tu nagle informacja, że Teamsy nie wytrzymały obciążenia ponad 100-ki studenciaków łączących się jednocześnie i zamiast tego egzamin jest przez maila.

Wciąż mam wątpliwości co do pewnych wyborów. Może powinienem był być mniej radykalny? A może właśnie mogłem być bardziej i np. odmówić używania własnościowych platform także z komputerów w uczelnianym labie?

Ale mimo że przez te 2 semestry z pewnością popełniałem jakieś błędy (jak wiemy, każdy człowiek grzeszy), to wierzyłem, że On się mną opiekuje i Mu zależy.

Po tym wszystkim poznałem takiego gościa od wolnego oprogramowania z USA, który miał identyczną sytuację. Ale jemu się nie udało. Zrezygnował dosyć szybko ze studiów, bo nie widział szans. Tak się składa, że on jest niewierzący.

Mi się udało nie dzięki większemu sprytowi, czy dzięki lepszym umiejetnościom perswazji — bo takich raczej nie mam — tylko dlatego, że próbowałem. A motywację do próbowania miałem tylko stąd, że wierzę w takiego jednego, Jezusa, co umarł dla nas na krzyżu i przez to może naprawić zło, które nas krzywdzi.

I patrząc wstecz na ten stres, strach i wszystko, co składa się na metaforyczny „krzyż życiowy”, widzę, że on ma sens, bo zbliża mnie z powrotem do Boga.

Tylko żeby ten sens cierpienia był, pierw trzeba zdecydować, że się je chce przeżywać razem z Bogiem.